Niedawno zakończony sezon rozgrywek singlistów i deblistów skłania do paru zdań podsumowania. Oczywiście w roli głównej z Marcinem Matkowskim oraz jego wieloletnim kompanem z kortu Mariuszem Fyrstenbergiem.
Jak wiemy najlepszy na przestrzeni ostatnich lat polski debel ogłosił kilka tygodni temu decyzję o rozpadzie. I nie było to postanowienie chwili: Decyzja dojrzewała przez wiele miesięcy, a została potwierdzona w USA. Stwierdziliśmy, że jeśli tam nie wyjdzie nam tak, jak chcemy, odpuścimy. Nie wyszło, więc każdy poszedł swoją drogą - mówił ostatnio Mariusz Fyrstenberg. Zanim jednak doszło do rozstania utytułowanego duetu, coś się jeszcze wydarzyło...

Po wielkoszlemowym US Open i odpadnięciu w trzeciej rundzie turnieju, szczecińsko-warszawski debel zagrał ze sobą jeszcze raz. Był to start we francuskim Metz. Okazał się najbardziej udanym z dotychczasowych w tym roku.
Matkowski i Fyrstenberg wygrali, dzięki czemu zdobyli 250 punktów do rankingu deblistów. Jak się jednak okazało, było to tylko miłe zakończenie wieloletniej współpracy obydwu tenisistów. Decyzja o rozpadzie spowodowana była przede wszystkim brakiem znaczących sukcesów debla w ostatnich dwóch latach. W ubiegłym roku Matkowski i Fyrstenberg wygrali tylko jeden turniej. W tym było jeszcze gorzej. Zaczęło się od powolnego dochodzenia do formy po kontuzji warszawianina, co miało wpływ na słaby występ w Australian Open i odpadnięcie już w pierwszej rundzie. Później nie było znaczącej poprawy. Nasza eksportowa dwójka najlepszy wynik w pierwszej części sezonu osiągnęła w turnieju w Bukareszcie (o 250 punktów), w którym dotarła do finału. Wygrana jednak znów uciekła.

Dla tak doświadczonych i utytułowanych sportowców to zdecydowanie za mało. Prywatnie wciąż się dobrze rozumiemy, właśnie jadę do Marcina na imieniny. Sportowo po kilkunastu latach czuliśmy się jednak wypaleni - podsumował Fyrstenberg. Wydaje się, że warszawianin trafił w sedno, bo po rozpadzie jeden jak i drugi tenisista jakby odżył.
Marcin Matkowski zwyciężył w następnym (po Metz) turnieju ze swoim udziałem. W Kuala Lumpur wraz z Leanderem Paesem sięgnał po 250 punktów. Dobrą passę szczecinianina niechcący przerwał Ernests Gulbis, z którym Matkowski miał wystartować w Chinach. Łotysz wycofał się z gry z powodu kontuzji. Po paru mniejszych turniejach, przyszedł czas na prestiżowy ATP World Tour Masters 1000 w Paryżu, w którym Matkowski chciał udowodnić, że ostatnie wyniki nie wzięły się z przypadku. Tak też się stało. Pochodzący z Barlinka tenisista wraz z Austriakiem Jurgenem Melzerem doszedł aż do finału. Tam przegrał z Bobem i Mikiem Bryanem dopiero w super tie-breaku.

W przyszłym sezonie obydwu zobaczymy na kortach już z nowymi partnerami. Marcin Matkowski ma stworzyć duet z Robertem Lindstedtem, zajmującym obecnie 13 pozycję w rankingu debli ATP (Matkowski 27). Szwedzki zawodnik zdecydowanie wypowiedział się niedawno o celach na nadchodzącą odsłonę rozgrywek: Obaj jesteśmy głodni sukcesów i chcemy osiągnąć coś wielkiego - powiedział Lindstedt. Pierwsze efekty być może poznamy już w styczniu, po turniejach w Nowej Zelandii i Australii.

Polskich kibiców rozstanie Matkowskiego i Fyrstenberga nie powinno jednak specjalnie martwić. Tenisiści z pewnością nie raz ze sobą jeszcze zagrają, choćby w koszulkach z Orłem na piersi. Kto wie też, czy po pewnym czasie nie wrócą w swoje łaski?...

źródło: własne/cyt.: przegladsportowy.pl, sport.pl