Szalony mecz oglądali w Szczecinie kibice, którzy niemal do ostatniego miejsca wypełnili kameralną halę przy ul. Twardowskiego 12b. Ostatecznie zabrakło trochę szczęścia, zimnej głowy i wyrachowania. Granatowo-bordowe rozpoczęły 2019 rok od przegranej z KPR-em Gminy Kobierzyce 24:25
To, że nie będzie łatwo wszyscy zdawali sobie sprawę już przed pierwszym gwizdkiem. Tym bardziej, gdy spojrzało się w protokół przedmeczowy. Kadra Pogoni liczyła raptem 12 zawodniczek, a i tak ani minuty na parkiecie nie spędziła choćby Oktawia Płomińska. Niemniej jednak, nie można było ryzykować zdrowia Agaty Cebuli, Marty Wawrzynkowskiej czy Karoliny Kochaniak. Drobne urazy mogły się pogłębić, a wtedy problem byłby znacznie większy.
Skuteczność - to ponownie główny mankament nie najlepszej dyspozycji szczecinianek. Często podania lądowały na autach lub też były przejmowane przez przeciwniczki. Te zaś błyskawicznie ruszały z kontrą. A tu prym wiodła Mariola Wiertelak. W handballu to najprostsze bramki, nie ma żadnej filozofii. Nie brakowało jednak ciekawych zagrań, jak choćby podanie tyłem do Elżbiety Wesołowskiej. Kołowa miała się tylko obrócić i trafić, co zresztą uczyniła. Nasze panie wymieniały piłkę po obwodzie, nie byłoby w tym nic złego, gdyby, jak sama zresztą stwierdziła Daria Zawistowska, nie krążyła szybciej. Wtedy udałoby się trochę rozciągnąć defensywę, może znaleźć miejsce dla którejś skrzydłowej, czy obrotowej. A tak indywidualnie musiały sobie radzić rozgrywające, głównie środkowa, Valentina Blażević. W 18. minucie Neven Hrupec po raz pierwszy poprosił o przerwę na żądanie. Zmieniło się niewiele. Do przerwy 10:15. Wydawało się, że te zawody można spisać na straty. Co ciekawe, nasze panie podjęły rzuconą przez przyjezdne rękawicę. Zaczęło się od znakomitej postawy w bramce Natalii Krupy oraz znacznie bardziej ruchliwej obronie. Wciąż nie brakowało dwuminutowych upomnień, ale szczecinianki jakoś sobie z tym radziły. Do tego stopnia, że z każdą kolejną minutą zmniejszały przewagę ekipy Edyty Majdzińskiej. W końcu chwila radości. Ivana Bozović doprowadziła do wyrównania po 20. Walka zaczęła się na nowo i na całego. Po trafieniu z koła Jeleny Agbaby to Pogoń zyskała minimalną przewagę. Szkoda, że po stracie kobierzyczanek akcji z koła na bramkę nie zamieniła Blażević. Trzeba oddać Monice Ciesiółce, że broniła w tym meczu na naprawdę wysokim poziomie. To dzięki niej mieliśmy emocje do ostatnich sekund. Te udzieliły się Natalii Janas i jej imienniczce, Krupie. Niestety, w złym tego słowa znaczeniu. Obie otrzymały po dwie minuty kary i do końca granatowo-bordowe musiały grać aż dwie mniej. O dziwo, była szansa na remis i rzuty karne. KPR bowiem stracił piłkę w ofensywie, a prowadził wówczas 25:24. Wtedy znowu brak chłodnej głowy u Ivany Dezić - faul ofensywny i koniec marzeń o choćby jednym punkcie. Pogoń przegrała po raz pierwszy w rozgrywkach PGNiG Superligi Kobiet z KPR-em, ale po meczu, w którym mogła spokojnie odwrócić jego los.
źródło: pogonhandball.pl
|
|