Woda srogim nauczycielem dla Łabędzia
Woda Rzecko podtrzymała swoją znakomitą passę, odnosząc okazałe zwycięstwo na boisku niepokonanego do tej pory - u siebie - Łabędzia Widuchowa. Zawodnicy Wody w pełni zasłużyli na zwycięstwo. W przekroju meczu byli drużyną zdecydowanie lepszą. Szczerze powiedziawszy - od kiedy gram w okręgówce - nie spotkałem jeszcze na tym poziomie rozgrywek drużyny, która tak dobrze operowałaby piłką, a przy tym walczącej od pierwszej do ostatniej minuty. W opinii wielu, którzy widzieli dzisiejszy mecz w Widuchowej - Woda to po prostu czwartoligowa drużyna, która z niewiadomych przyczyn gra w okręgówce.
Początek meczu był wyrównany. Pierwszą dogodną sytuację do zdobycia gola miał Łabędź, po tym jak udanie pressing zastosował Kamil Kutasiewicz - wyszedłem na pozycję sam na sam z bramkarzem, ale zamiast spytać bramkarza - "w który róg chcesz bracie?" - zagrałem do Kamila. Bramka nie padła, bo sędzia odgwizdał spalonego. Minutę później sprawdziło się oklepane porzekadło o niewykorzystanych sytuacjach - Woda szybko rozegrała piłkę w środkowej strefie, przerzuciła akcję na lewe skrzydło, skąd nadeszło mocne dośrodkowanie wzdłuż bramki, a całą akcję bramką zamknął Kownacki. Po zdobyciu gola, z minuty na minutę, rosła przewaga Wody. Goście co chwila stwarzali sobie dogodne sytuacje, obnażając błędy Łabędzia. Łabędź też miał swoje sytuacje - strzał w poprzeczkę z wolnego Romka Wosia i groźny strzał tego samego zawodnika z linii pola karnego po mojej dwójkowej akcji z Kamilem Kutasiewiczem. Jednak większość akcji konstruowanych przez drużynę z Widuchowej kończyła się w okolicy 30 m od bramki drużyny z Rzecka - było to wynikiem nieustannego pressingu zawodników Wody - ani na moment nie pozwalali oni na spokojne rozegranie piłki w środkowej strefie. W rezultacie Łabędź miał mnóstwo strat, co było wodą na młyn dla Wody:) Druga bramka padła w dość niecodziennych okolicznościach - po mocnym rzucie z autu Szczepański z bliskiej odległości skierował piłkę do siatki. Tego dnia jeszcze dwa razy Woda próbowała podobnego rozegrania i za każdym razem było groźnie, ale szczęśliwie udało się Łabędziowi uniknąć straty kolejnej bramki. Ta sztuka nie powiodła się jednak w 45 minucie, kiedy po dokładnym rozegraniu i ładnym przerzucie zawodnicy Wody wykorzystali moment dekoncentracji zawodników Łabędzia, którzy myślami byli już chyba w szatni. Na 3:0 podwyższył Piszcz. Po przerwie przewaga Wody była jeszcze bardziej widoczna. Widać było znakomite przygotowanie kondycyjne zawodników z Rzecka, którzy nie zwalniali tempa ani na chwilę. Momentami można było odnieść wrażenie, że Łabędź jest jedynie tłem dla gry drużyny z Rzecka. Mimo tego, że Łabędź leżał na łopatkach, co jakiś czas próbował kąsać. Kilka strzałów z okolicy szesnastki oddali bracia Romek i Zbyszek Wosiowie. Próbował szarpać wprowadzony po przerwie Maciek Drzewiecki. Ładnym dryblingiem trzech zawodników minął Kamil Kutasiewicz i będąc już sam na sam z bramkarzem spudłował nieznacznie. Dogodnej sytuacji nie wykorzystałem też ja sam, po tym jak ładnym prostopadłym podaniem wprowadził mnie w pole karne Zbyszek Woś - zamiast dograć po ziemi do będących w lepszej pozycji napastników, oddałem strzał prosto w bramkarza gości. Najśmieszniejsze jest to, że nie dalej jak w piątek ćwiczyliśmy takie centry na treningu. Widać jeszcze nie opanowałem tego zagrania:) Czwarta bramka padła po ewidentnym faulu w polu karnym. Pewnym egzekutorem „jedenastki” okazał się Ufnowski. Piątą bramkę Woda zdobyła po akcji rozpoczętej wygranym pojedynkiem 1 na 1 w środkowej strefie, po którym piłka została wprowadzona w pole karne. Pierwszy strzał został jeszcze zablokowany przez obrońców Łabędzia. Nie zdołali oni jednak oddalić zagrożenia, wybijając piłkę. Wykorzystali to goście, którzy przejęli piłkę w polu karnym. Dogodnej sytuacji nie zmarnował Kołtunowski i było 5:0. Wynik 5:0 trafnie oddaje obecną różnicę klas pomiędzy Wodą i Łabędziem, gdyby obie drużyny wykorzystały wszystkie dogodne sytuacje wynik oscylowałby w okolicy 9:4. Mecz mógł potoczyć się inaczej, ale do tego Łabędź potrzebowałby ogromnej ilości szczęścia. Woda okazała się srogim nauczycielem gry w piłkę i dobitnie potwierdziła swoje słuszne wyższoligowe aspiracje . O tym jakie wnioski z tej bolesnej nauki wyciągnęli zawodnicy Łabędzia przekonamy się już w sobotę, gdy na boisku w Krzęcinie zagramy przeciwko Klonowi. Oby udało nam się „sklonować” ten wynik:) (w znaczeniu 0:5 dla gości). relacjďż˝ dodaďż˝: Grucha |
|