Sen o czwórce prysnął jak bańka mydlana
Nie tak miało wyglądać ostatnie spotkanie, które zdecydowało o być albo nie być Gaz-System Pogoni Szczecin w najlepszej czwórce walczącej o medale mistrzostw Polski. Po znakomitym pierwszym meczu i całkiem niezłym drugim (choć przegranym) zdecydowana większość obserwatorów właśnie siódemkę z Grodu Gryfa stawiała w roli faworytów do zapewnienia sobie, historycznego bądź co bądź, awansu. Puławianie okazali się być jednak lepsi i to będą mogą w środowy wieczór świętować swój sukces.
Już sam początek zawodów pokazał, że to co miało miejsce dwa tygodnie temu to historia. Pogoń zaczęła z animuszem, ale pojawiły się błędy, które uniemożliwiły im nawiązanie skutecznej walki. Najpierw wynik meczu otworzył Rafał Przybylski, a potem kolejne dwa oczka dołożył Przemysław Krajewski i goście prowadzili w tym momencie 1:3. Ekipa Rafała Białego, o dziwo, do... remisu doprowadziła tylko raz - w 9. minucie po golu Wojciecha Jedziniaka. Od tamtego czasu inicjatywa należała już do przyjezdnych. Po dwóch golach Adama Babicza ich przewaga sięgnęła aż 5 czek i na takiej najpewniej by została, ale w ostatniej sekundzie wynik pierwszej połowy na 11:15 ustalił Bartosz Konitz.
Słaba pierwsza część widowiska nie musiała jednak wpłynąć na drugą połowę. Nadzieje na to, że miejscowi zdołają dość szybko odmienić losy tego meczu była chyba w każdym kibicu. Parkiet zweryfikował to jednak bardzo szybko. Drzwi do wygranej zaczęli otwierać kolejno: Krajewski, Paweł Ćwikliński oraz Piotr Masłowski. Zapas w postaci 7 goli okazał się być dla Gazowników hamulcowym. W dodatku swoje trzy grosze między słupkami dołożył Vilius Rasimas. M.in. to ten 24-latek wpłynął na to, że wiara gospodarzy zaczynała szybko umierać. Piłka po ich rzutach albo zatrzymywała się na słupku, albo na poprzeczce, a jeśli już leciała w światło bramki to wprost w ręce Litwina. W 52. minucie było wiadomo, że mecz skończy się porażką Gaz-System Pogoni. Nie sposób było bowiem odrobić straty aż 9 bramek przy tak dysponowanym rywalu. Temu zaś wychodziło prawie wszystko. W końcowych czterech minutach trzykrotnie Rasimasa zdołał pokonać jeszcze Wojciech Zydroń i właściwie tylko jego można po tym meczu pochwalić (zdobył aż 11 goli). Na tytuł MVP meczu zasłużyli jednak Masłowski wespół z Rasimasem. Ostatecznie awans szczecinian do najlepszej czwórki w kraju trzeba będzie odłożyć na któryś z przyszłych sezonów.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: kempes7 |
|