Gwizdek niesprawiedliwości
To co wyrabiał sędzia spotkania drugiej drużyny Lecha Czaplinek z Hubertusem Biały Bór woła o pomstę do nieba. Właściwie całą relację mogłoby zając wyliczanie jego potknięć, a to zwyczajnie oznacza, iż odegrał on w tej grze rolę wielce negatywną wypaczając jej przebieg.
Mecz toczył się w strugach deszczu i sędziowie rozpoczęli go z kilkunastominutowym opóźnieniem. Nagle zgłoszono niedyspozycję liniowego Tomasza Lisowskiego, który w Białym Borze uważany jest za uczciwego arbitra, i zastąpił go rezerwowy gracz Lecha. Akurat on okazał się w tym meczu w porządku. Pierwsza połowa, dość chaotyczna, upływała pod przewagą Hubertusa. Nie wykorzystał on co najmniej pięciu sytuacji na zdobycie prowadzenia. Jedyną jaką mieli gospodarze sprokurował Krzysiek Szcześniak. Już w tej połowie zaczęły dziwić często gwizdane spalone dla Hubertusa oraz brak reakcji na brutalne faule od tyłu w okolice ścięgna Achillesa, a każdy grający wie jak groźne są takie kontuzje. Pan arbiter chyba takowej orientacji nie posiada, albo zapomniał w szatni kartek. Uśmiechnięty i niefrasobliwy w 43 minucie zaordynował... przerwę. Na zdziwienie gości pogodnie oświadczył 'przecież pada'. Nie kwapił się zresztą z rozpoczęciem drugiej połowy.
Lech wpuścił od jej początku trzech graczy i przeszedł do bardziej skoordynowanych ataków. Debiutujący w Hubertusie bramkarz Łukasz Czutro instynktownie wypiąstkował idący pod poprzeczkę rykoszet. W 49 minucie Michał Paduch nie przechwycił piłki i odbita od jego nogi padła łupem Krzysztofa Bołtysza, który nie zmarnował prezentu. 1:0 dla Lecha.
Gospodarze dostali wiatru w żagle, lecz Czutro bronił pewnie co pozwoliło białoborzanom przetrwać kryzys. Wyrównanie padło po strzale Mariusza Sztuby z rzutu wolnego. Arbiter nadal jednak widział tylko jeden zespół. Na przykład zadziwił wszystkich gwiżdżąc spalonego Hubertusa ze środka boiska, podczas gdy uczciwy boczny, nota bene człowiek z Lecha, niczego nie sygnalizował! No i w bardzo kontrowersyjnej sytuacji podyktował rzut karny dla gospodarzy, który wykorzystał Zbigniew Kibitlewski. Natomiast kartki zobaczyli zawodnicy Hubertusa powątpiewający w obiektywizm arbitra nadal nieczułego na faule. Jednak w 78 minucie sędzia osiągnął swój szczyt. Po prawidłowej akcji Krzysiek Malinowski uderzył na bramkę i rozległ się gwizdek. Piłka wtoczyła się do siatki, a pan sędzia zaordynował... rzut wolny za faul na zawodniku Hubertusa, który nie brał udziału w akcji. Cuda. Kiedy wyglądało na to, że zwycięży niesprawiedliwość, spod linii bocznej niemal z połowy boiska rzut wolny egzekwował filar obrony Hubertusa, zmęczony już, Patryk Grzelak. Podanie mu nie wyszło, lecz piłka wielkim łukiem poleciała na bramkę i spadła za kołnierz bramkarzowi blokowanemu w wyskoku przez Tomka Kopiszkę. 2:2 z pewnością nie urządzało żadnej z ekip, lecz pana arbitra chyba tak, skoro w doliczonych 2 minutach gry nie odgwizdał ręki w polu karnym Lecha tylko... rzut rożny. Nie udało się go wykorzystać. Niesmak pozostał, gracze Hubertusa czuli się oszukani i doprawdy mieli ku temu wszelkie powody.
ďż˝rďż˝dďż˝o: własne
relacjďż˝ dodaďż˝: goleador |
|