Wyrównany mecz, wiele walki na boisku i przede wszystkim dużo bramek zobaczyli kibice zgromadzeni na stadionie w Dobrej. Jeszcze przed pierwszym gwizdkiem spotkanie miało wiele znaków zapytania. Można było się zastanawiać, czy Sarmata po blamażu przy ul. Arkońskiej w Szczecinie będzie potrafiła wygrać, czy trener Surma przemebluję skład i czy poprawi się w końcu styl gry doberskiego lidera.

Chyba niejeden kibic na stadionie zastanowił się czy czasem się nie przesłyszał, kiedy spiker czytał skład gospodarzy, jak się okazało trener odesłał na ławkę dotychczasowego kapitana zespołu - Jaszczuka, a w jego miejsce desygnował dotychczas grającego w juniorach Garlińskiego. Tym samym na boisko z opaską kapitańską drużynę wyprowadził Dorsz, a na pozycji stopera mecz zaczął Gorchulski.

Mecz z lekką przewagą zaczęła Sarmata, Kłos starał się kontrować, ale już w 9 minucie Bonifrowski nie zmarnował sytuacji sam na sam i zdobył pierwszą bramkę dla lidera. Później kibice byli świadkami wyrównanej gry, więcej sytuacji strzeleckich stwarzała sobie Sarmata, jednak ani Padziński, ani Kliś nie potrafili znaleźć drogi do bramki rywali. Należy również podkreślić, że bardzo dobrze wyglądała gra bokami, skąd wbiegali Kieruzel i Padziński, nieraz pod polem karnym rywali znajdował się także Dorsz stwarzający duże zagrożenie wrzutkami.

Drużyna przyjezdnych miała też swoje sytuacje, ale piłka zatrzymywała się na pewnie dziś grającej obronie i bramkarzu. Do końca pierwszej połowy mimo kilku dogodnych okazji z obu stron bramki nie padły, do szatni zawodnicy schodzili z wynikiem 1-0 dla gospodarzy.

Z wielkim animuszem rozpoczęli drugą połowę zawodnicy Kłosu., bo już minutę po gwizdku zdobyli wyrównującego gola. Bramka padła po wrzutce z rzutu wolnego, po której zawodnik przyjezdnych pokonał z bliskiej odległości Kamińskiego. Od tego momentu można powiedzieć, że Sarmata waliła głową w mur, akcje gospodarzy kończyły się na linii szesnastki, a wrzutki z bocznych sektorów boiska skutecznie wybijali stoperzy Kłosa. Niestety swojego debiutu w pierwszym składzie do końca nie dotrwał Garliński, który z powodu kontuzji został zastąpiony przez Gudełajskiego.

Przełom nastąpił w 72 minucie, kiedy to Padziński zgrał piłkę głową w pole karne, a obrońca tak nieporadnie wybiijał piłkę, że Kliś wyłuskał mu ją i posłał do siatki obok bezradnie interweniującego bramkarza. Kluczowe przy tym wyniku było wyrzucenie z boiska przez sędziego zawodnika przyjezdnych. Chwilę później boisko opuścił strzelec bramki, a pojawił się na nim Olechnowicz, po którego wejściu znacznej poprawie uległa gra zespołu. To właśnie Olechnowicz w 83 minucie spotkania wybiegając zza pleców obrońcy, dostał piłkę na trzydziestym metrze i w sytuacji sam na sam, na raty zdobył trzecią bramkę dla zespołu Sarmaty. Już dwie minuty później Padziński wypracował sytuację, w której Kieruzelowi pozostało tylko dołożyć nogę, aby zdobyć bramkę, po 85 minutach gry mieliśmy 4-1. Pod koniec spotkania na boisku pojawił się niegrający od jesieni z powodu kontuzji Załęcki. Lepszego powrotu chyba nie mógł sobie wymarzyć, bo to właśnie on po podaniu od ponownie aststującego Padzińskiego ustalił wynik na 5-1.

Mecz do momentu zdobycia drugiej bramki przez Sarmatę nie był jakimś porywającym widowiskiem, ale momentami można było zobaczyć dosyć ciekawe akcję w wykonaniu gospodarzy i dobrą grę, jeśli gospodarze chcą myśleć o awansie, to musi być tego więcej. Jak się również okazało eksperyment w składzie nie był złym posunięciem, a stawianie na młodych nie musi wiązać się z osłabieniem zespołu.

Kolejny mecz już za tydzień w Mieszkowicach, z broniącym się przed spadkiem Mieszkiem, ciekawe czy i tym razem trener Surma zaskoczy wszystkich, czy była to tylko jednorazowa zmiana składu?

�r�d�o: sarmatadobra.com