Gościnna Pogoń
Takiego początku kolejnego bardzo ważnego spotkania ligowego dla piłkarzy szczecińskiej Pogoni nie przewidzieli chyba najwięksi sceptycy. Już w pierwszej minucie meczu Piotr Charzewski, prawy pomocnik zespołu z Torunia nie miał problemów by w dziecinny sposób oszukać obronę gospodarzy i celnie strzelić tuż zza pola karnego w długi róg bramki. Jak się później okazało gospodarze w kolejnych przeszło 90 minutach nie potrafili odrobić straty, a co więcej w fatalnym stylu stracili kolejną bramkę w drugiej odsłonie bardzo słabego widowiska i zasłużenie przegrali 0:2. Rozgoryczenie kibiców portowej jedenastki tym razem sięgnęło zenitu. Blisko balety i nie ma formy niestety - to tylko jedna z przyśpiewek, jaką piłkarze mogli z trybun dziś wielokrotnie usłyszeć.
Stratą gola na samym wstępie potyczki niewielu się zmartwiło, licząc najwyraźniej na szybkie podniesienie rękawic przez gospodarzy i stanięcie do walki o upragnione zwycięstwo. Cierpliwość fanów miejscowych jednak już w 6 minucie meczu się wyczerpała i ci pokazali swoje niezadowolenie, gdy zaczęli gwizdać na piłkarzy permanentnie podających do tyłu. W kolejnych minutach brakowało choćby symptomów poprawy jakości gry Portowców. Goście z Torunia natomiast świetnie czuli się na murawie stadionu im. Floriana Krygiera, na której bez najmniejszych problemów kasowali kolejne próby ataków Pogoni już kilka metrów od linii środkowej boiska. Kiedy gospodarze razili nieporadnością, zawodnicy Elany stwarzali sobie dogodne okazje do podwyższenia prowadzenia, tak jak w 30 minucie, kiedy z przeszło 25 metrów mocno uderzał piłkę Dmitrij Wiarstak, ale na nieszczęście gości w poprzeczkę. Zakończyć akcję mógł jeszcze Arkadiusz Czarnecki, ale nie trafił czysto w futbolówkę, gdy ta nieoczekiwanie znalazła się pod jego nogami. Dwie minuty później mieliśmy okazję oglądać trzeci strzał Pogoni w tym spotkaniu. Tym razem próby uderzenia podjął się Marek Kowal, ale z podobnym, marnym, skutkiem jak jego poprzednicy. Pierwsza niezła akcja gospodarzy miała miejsce dopiero po 34 minutach gry. Paweł Posmyk ładnie minął dwóch rywali na swej prawej flance, po czym idealnie, miękko dośrodkował na głowę szybującego już w górę Kowala. Napastnik znalazłszy się przed bramkarzem gości w odległości kilku metrów w piłkę trafił, ale bardzo źle. Do końca tej części meczu obydwa zespoły miały jeszcze po jednej dobrej okazji do strzelenia bramki. Najpierw goście wyprowadzili bardzo ładną kontrę, wykończoną przez Czarneckiego groźnym strzałem z ostrego kąta, który wybił na rzuty rożny Damian Wójcik. Pogoń natomiast wypracowała sobie bardzo podobną sytuację do tej sprzed kilku minut, w której Kowal nieudanie strzelał głową. Tym razem Cezary Przewoźniak dobrze dośrodkował z rzutu wolnego w pole karne na głowę Posmyka, ale ten uderzył futbolówkę zdecydowanie za wysoko. Od początku drugiej połowy gospodarze w dalszym ciągu prezentowali zupełny brak stylu, a nawet pomysłu na rozegranie pojedynczych akcji. Marazm tego, co przyszło nam dzisiaj oglądać na zielonej murawie, przypieczętowało całe pasmo nieszczęść, jakie spotkały bramkarza Pogoni Damian Wójcika. Najpierw, w 52 minucie golkiper Pogoni interweniował ręką kilka metrów poza polem karnym po kuriozalnym nieporozumieniu ze swoim kolegą z obrony. Skończyło się tylko na żółtej kartce. Kilka chwil później Wójcik kolejny raz w meczu niepewnie interweniował po mocnym strzale z dystansu, który sparował wprost pod nogi na wbiegającego Wiarstaka. Goście gola jednak nie zdobyli. W 59 minucie z kolei bramkarz Portowców nabawił się groźnej kontuzji, po tym, jak w pośpiechu wybijał piłkę niefrasobliwie podaną przez obrońcę. Przerwa w grze trwała kilka minut, a Wójcika odwieziono do szpitala. Gospodarze w następnych minutach starali się grać szybszą piłką, ale efektów brakowało, tak jak dokładności wszystkim podopiecznym Mariusza Kurasa. Mimo to szansę na wyrównanie Portowcy mieli w 68 minucie gry, gdy w dobrej sytuacji w polu karnym znalazł się Przewoźniak, ale znów napastnik Pogoni uderzył niecelnie. Zemsta gości była wyjątkowo gorzka. Aktywny w całym spotkaniu Charzewski po przebiegnięciu kilkunastu metrów w środku pola idealnie podał piłkę do Aleksandra Atanackovica, a ten będąc w polu karnym rywali wiedział co zrobić i przymierzył w długi róg bramki bronionej przez Binkowskiego. Dwumramkowej zaliczki piłkarze Elany nie zamierzali sprzeniewierzyć i mimo dwóch dogodnych sytuacji Pogoni w końcówce, gdy piłka kilkakrotnie lądowała na słupkach i poprzeczkach, goście wyjechali ze Szczecina z tarczą. Po spotkaniu wyjątkowo zasmucony z murawy schodził szkoleniowiec Pogoni – Mariusz Kuras. Przygnębieni byli też sami piłkarze. Tylko kilku z nich miało odwagę podejść pod trybunę krytą i podziękować kibicom chociażby za obecność i zdzierżenie bardzo słabego poziomu, jaki zaprezentowali zawodnicy ze Szczecina. Wychodzący ze stadionu fani pomstowali na postawę Pogoni: Można przegrać, ale po meczu walki, a nie po czymś takim - wtórował jeden z nich… własne relacjďż˝ dodaďż˝: flora |
|