Kolejny raz wór bramek na Twardowskiego
Kolejne 3 punkty padły dziś łupem Pogoni Szczecin, tradycyjnie już, grającej na własnym obiekcie. Tym razem przeciwnikiem Portowców był walczący o utrzymanie klub zza miedzy, czyli gryfiński Energetyk. Kibice rozochoceni ostatnimi, wysokimi wygranymi w sobotnie, zimne popołudnie, zjawili się w nieco większej liczbie jak na spotkaniu sprzed tygodnia. Zawodnikom Pogoni nie pozostało nic innego, jak udowodnić fanom, że słusznie zrobili wybierając się na czwartoligową potyczkę.
Szczecinianie od pierwszych minut meczu starali się nadawać ton wydarzeniom na murawie i to oni częściej konstruowali akcje. Goście głównie czyhali na błędy w obronie, co było nienajgorszym rozwiązaniem zważywszy na dość niepewne poczynania defensorów gospodarzy. Jak się jednak okazało, żadnego z kilku sporych błędów, przyjezdni nie wykorzystali, zbyt szybko decydując się na pozbycie piłki i nieprzygotowane strzały. W pierwszych 20 minutach najbardziej obrońców gospodarzy nękał Łukasz Turtoń rajdami w środku pola bądź na lewym skrzydle. Dla swojej drużyny zawodnik zapracował w przeciągu nieco ponad kwadransa aż trzy rzuty wolne nieopodal pola karnego. Z ostatnim podaniem i wykończeniem akcji było jednak bardzo kiepsko i goście poważnie nie zagrozili bramce Damiana Wójcika. Choć to Pogoń częściej była na połowie rywali, pierwszą dobrą okazję do objęcia prowadzenia stworzyła sobie dopiero w 13 minucie meczu. Szybie wykonanie rzutu wolnego z 25 metrów i podanie na prawą stronę do Ferdinanda Chi-Fona zaskoczyło obronę Energetyka. Nie pilnowany Kameruńczyk udanie dośrodkował w pole karne do Wojciecha Żaczka a ten uderzył dobrze, ale w słupek. Kolejna dobra akcja bez wykończenia w wykonaniu Portowców miała miejsce w 17 minucie<, kiedy Tomasz Parzy znakomicie wystawił piłkę do wychodzącego na lewej stronie na czystą pozycję Filipa Kosakowskiego, który jednak dość nieporadnie wpadł z futbolówką w pole karne, co wykorzystał bramkarz gości i zażegnał niebezpieczeństwo. 5 minut później znów bardzo blisko strzelenia gola byli gospodarze. Tym razem akcję udanie rozpoczął Radosław Biliński podając do raz po raz szarżującego Chi-Fona, który kolejny raz dobrze i mocno wstrzelił piłkę wzdłuż linii pola karnego. W zamieszaniu pod bramką Energetyka najprzytomniej zachował się Parzy, który dopadł do piłki i uderzył ją dość lekko, ale mimo to sprawił bramkarzowi spore problemy. Paweł Horodyski z największym trudem zdołał futbolówkę wybić na słupek. Kibice Pogoni zamarli na chwilę w 27 minucie, gdy po fatalnym zagraniu Andrzeja Tychowskiego i podaniu do przeciwnika piłki, napastnik przyjezdnych David Aiteka znalazł się na linii pola karnego, ale próba przelobowania bramkarza gospodarzy zupełnie się nie powiodła. Nerwy fanów zrekompensowała akcja z 29 minuty zakończona bramką. Defensywę gości efektownie rozmontowali Biliński z Chi-Fonem, a po dośrodkowaniu na długi słupek tego drugiego, nie pilnowany Kosakowski spokojnie i celnie uderzył głową. Do końca tej części gry niewiele już się działo na szczecińskim stadionie. Pogoń przeważała przez całą połowę, ale i tak nie grała na miarę swoich możliwości i oczekiwań kibiców. Waleczna postawa Gryfinian w środku pola mogła jeszcze dawać iskierkę nadziei na korzystny wynik Piłkarzy gospodarzy do skuteczniejszej gry zmobilizowali jednak futboliści Husarii Szczecin, którzy pojawili się w przerwie na murawie stadionu, prezentując kilka podstawowych zagrań tej widowiskowej dyscypliny sportu. Ożywienie w szeregi gospodarzy wprowadził Cezary Przewoźniak, który w przerwie zmienił Jarosława Dymka. Gospodarze grali coraz ofensywniej spychając Energetyk do momentami głębokiej obrony. W 50 minucie było już 2:0. Z rzutu rożnego dokładnie dośrodkował Parzy, a jego podanie na bramkę zamienił Tychowski strzałem głową. Autorem najładniejszego gola w dzisiejszym meczy był jednak wspomniany Pzewoźniak, który otrzymał podanie od Bilińskiego i huknął z 13 metrów nie do obrony dwie minuty później. Czwarta bramkę w 65 minucie głową strzelił Chi-Fon po asyście Parzego, dokumentując bardzo dobra dyspozycję w dniu dzisiejszym. Jedyną dobrą sytuację do zmniejszenia rozmiarów porażki goście mieli w 63 minucie. Tomasz Masztalerz znalazł się w polu karnym gospodarzy, ale mając tylko bramkarza przed sobą na swoje nieszczęście uderzył wprost w niego. Wynik spotkania ustalił w 69 minucie Marek Kowal, który także pojawił się w drugiej części gry. Napastnik uderzył tak jak pozostali jego koledzy – głową. Problemów nie mógł mieć, wszak był zupełnie nie pilnowany na 6 metrze. Od tego momentu Pogoń nieco spuściła z tonu zadowalając się i tak już wysokim prowadzeniem. Goście niestety mocno zawiedli, szczególnie w drugiej odsłonie spotkania. własne relacjďż˝ dodaďż˝: flora |
|